40. rocznica tragicznego protestu Walentego Badylaka przeciw zakłamywaniu zbrodni katyńskiej

Od lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku mamy do czynienia z niezwykle radykalnymi przejawami protestów jednostek ludzkich wobec krzywdzących praktyk władzy. Mam na myśli samospalenia o wymiarze antywojennym i religijnym. Początkiem serii takich aktów na całym świecie był dramat, jaki rozegrał się w centrum Sajgonu w dniu 11 czerwca 1963 r. Wtedy to w płomieniach zginął, protestujący wobec nietolerancji religijnej, mnich buddyjski Thίch Quang Dúc.

Samospalenie Thίch Quang Dúca, fot. Malcolm Browne

Fotografia przedstawiająca ten tragiczny moment poruszyła światową opinię publiczną, stając się dokumentem epoki protestów społecznych i na trwale osadzając w globalnej kulturze popularnej. Jakże potężna determinacja musiała kierować człowiekiem, który przełamał kulturowe tabu, a nade wszystko elementarne atawizmy, instynktownie wspierające zachowanie zdrowia i życia! Nie pochwalam oczywiście tej i jakichkolwiek innych form uśmiercania, omawiam tylko zaistniałe fakty historyczne. Fakty, bowiem już w dwa lata po tragicznym wydarzeniu w Sajgonie, doszło do dwóch samospaleń w Stanach Zjednoczonych. O ile pierwsze, samobójstwo Alice Herz w Detroit, nie odbiło się znaczącym medialnym echem, to kilka miesięcy później, to po drugim, doszło do zamieszek o charakterze antywojennym. Norman Morrison podpalił się w momencie, gdy pracownicy Pentagonu masowo opuszczali biura po zakończonej pracy. Miejsce zdarzenia nie było przypadkowe. Morrison sprzeciwiał się bombardowaniu Wietnamu przez lotnictwo amerykańskie. Już wcześniej protestował w sposób pokojowy, m.in. wysyłając listy do polityków, jednak gdy nie dało to pożądanego rezultatu, sięgnął po środek ostateczny. Konsekwencją tego dramatycznego czynu, ofiary złożonej przez Normana Morrisona, stały się masowe demonstracje pacyfistyczne w Nowym Jorku. Wielu Amerykanów doznało szoku, który mógł skłonić do zadawania sobie pytań o sprawy w życiu najważniejsze. Stopniowo zaczęło maleć poparcie społeczne dla kontynuacji działań wojennych w Wietnamie. Do historii mediów przeszły kadry z publicznym paleniem powołań do wojska przez młodych poborowych, rzecz nie do pomyślenia jeszcze dwie dekady wcześniej.
Akt samospalenia skierowany do sumień każdego z współobywateli, stał się również udziałem czeskiego studenta Jana Palacha. Nim to jednak nastąpiło, cztery miesiące wcześniej na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie Ryszard Siwiec dokonał samospalenia w proteście przeciwko udziałowi Ludowego Wojska Polskiego w inwazji na Czechosłowację. Władze za wszelką cenę starały się przemilczeć incydent. Trudno mi jest ocenić skuteczność tychże działań. Wracając jednak do Jana Palacha, to w styczniu 1969 r. targnął się on na swoje życie, protestując przeciwko komunistycznemu reżimowi i w obronie „praskiej wiosny”. Palach, jak większość stosujących ten sposób walki nie przeżył doznanych oparzeń. Czechosłowacja jeszcze przez dwie dekady miała pozostać w strefie wpływów sowieckich, a panujący w państwie ustrój wewnętrzny niewiele miał wspólnego z „socjalizmem z ludzką twarzą”. Nie zapomniano jednak o bohaterze tamtych tragicznych czasów. W rocznicę samobójstwa Palacha, 15 stycznia 1989 r. w Pradze miała miejsce wielka demonstracja uliczna, która stała się początkiem konsolidacji działań opozycji politycznej.

Studnia na Rynku Głównym z tablicą upamiętniającą Walentego Badylaka, fot. Artur Jachna

W Krakowie także znalazł się człowiek, którym wzorem desperatów z innych stron świata, nie potrafił pogodzić się z otaczającą rzeczywistością, której nie był władny odmienić dostępnymi mu metodami. Pomimo ryzyka, że i tak nic się nie zmieni, chciał wnieść swój wkład w walkę z reżimem. Mowa tutaj o Walentym Badylaku (1904-1980), Kombatancie Armii Krajowej, który również dokonał dramatycznego aktu publicznego samobójstwa. 76-letni Badylak, weteran Armii Krajowej, oblał się benzyną i podpalił. Jego dramatyczny czyn był protestem przeciwko działaniom władzy komunistycznej, a szczególnie kłamstwom szerzonym w sprawie Katynia a także od lat prowadzonej demoralizacji młodzieży i niszczeniu rzemiosła. Wydaje mi się, że Walenty Badylak był człowiekiem nie tylko o wielkiej odwadze, ale także prawości i wrażliwości. Dostrzegał coś więcej niż tylko przebieg bieżącej polityki komunistów wobec społeczeństwa polskiego. Rozumiał także jej przyczyny i dalekosiężne skutki.
Dnia 21 marca 1980 r. dokonał aktu samospalenia, przywiązując się wcześniej łańcuchami do studzienki znajdującej się na krakowskim Rynku Głównym, nieopodal ulic Sławkowskiej i Szczepańskiej. Rządzący starali się zdyskredytować postać zmarłego, spowodować jego stygmatyzację jako osoby niepoczytalnej. Jednak te działania okazały się bezskuteczne. Działacze niepodległościowi, zostali strażnikami pamięci już w latach 80. XX w., a w 1990 r. doprowadzili do ufundowania okolicznościowej kamiennej tablicy umieszczonej w płycie Rynku. Na studzience została umieszczona pamiątkowa tabliczka metalowa (obecnie w zbiorach Muzeum AK, wraz z sygnetem będącym własnością Badylaka). W 2004 r. studzienka została odrestaurowana. Pojawiły się dwie nowe tabliczki informacyjne (po polsku i w języku angielskim). Krakowianie pamiętali również o mogile zmarłego znajdującej się na cmentarzu komunalnym Prądnik Czerwony (zwanym popularnie Batowickim), która przez pierwszy rok nie mogła być spersonalizowana (na tabliczce widniał jedynie napis n.n. mężczyzna), aby utrudnić oddawanie czci zmarłemu. Komunistom nie udało się zmanipulować przesłania, jakie pozostawił dla rodaków. Był jednym z tych, których ofiara podtrzymywała na duchu umęczone społeczeństwo w niełatwych latach osiemdziesiątych.

Rys. Artur Jachna

Coroczne spotkania przedstawicieli krakowskich środowisk patriotycznych gromadzących się przy studzience w rocznicę niecodziennego czynu zdeterminowanego AK-owca, połączone są z uroczystymi przemówieniami i wspomnieniami tych jeszcze niedawnych czasów. Zebrania są znakiem pamięci, którą komuniści próbowali wymazać ze społecznej tożsamości. Mimo iż wtedy, czterdzieści lat temu, nie wszyscy zrozumieli sens ofiary Walentego Badylaka, a presja jakiej zostali mimowolnie poddani naoczni świadkowie była bezlitosna, to można pokusić się o wyciągnięcie wniosku, iż samospalenie jako radykalna forma protestu, może mieć wpływ na rozerwanie zastanych tkanek życia społecznego. Osobiście jednak uważam, że czyny takie są jednoznacznie tragiczne, a liczne przypadki tego rodzaju samobójstw w Tybecie, mogą dowodzić ich daremności we współczesnym świecie

Tekst: Artur Jachna

Zdjęcie wyróżniające – Ekshumacja  grobów w Katyniu 1943 z Teki Edukacyjnej  IPN  o zbrodni katyńskiej